Właśnie wróciliśmy z Warmim z kilkunastodniowego urlopu.
Mój facebook i Instagram grzał się od zdjęć, relacji i wpisów. W każdym z nich słońce, nasze uśmiechnięte gębki, piękne krajobrazy i eksplozja szczęścia.
Są osoby, których już szlag trafiał.
Ileż można?
Jak to możliwe, żeby wszystko było tak obrzydliwie różowe?
I czy to trzeba tak epatować tym lukrem?
Są osoby, które cieszyły się z nami i doświadczają na co dzień podobnych emocji.
Są i tacy, którzy śledzili moje poczynania i zadawali sobie pytanie: kurka jak to zrobić, żebym i ja tak się czuł, i ja przeżył taki świetny czas?
Odniosę się do tych wszystkich postaw. Są one absolutnie naturalne i obecne w naszym życiu w wielu różnych sferach, ja wykorzystam swój przypadek, bo łatwiej się do niego ustosunkować.
No wiadomo. Każde dziecko dopowie: w biedzie. Tylko Ci życzliwi w trudnej chwili wyciągną pomocną dłoń. Pocieszą, wyciągną z tarapatów. Pobiadolą razem z nami w kryzysie. Ci mniej oddani przepadną, wycofają się, skupią się na swoim dobru, może nawet i wystąpią przeciw nam. Przysłowiowa bieda na pewno jest dobrym papierkiem lakmusowym relacji.
Tu trzeba wziąć jedynie drobną poprawkę na naszą dostępność i otwartość do dzielenia się z bliskimi trudami, bo czasem nie tyle nie ma przyjaciół wokół nas, co sami nie jesteśmy gotowi otworzyć się na pomoc lub chociażby komunikację o jakiejś naszej trosce czy problemie.
Co jednak z przeciwną sytuacją?
Co jeśli komuś się powiedzie? Jest szczęśliwy? Dumny? Dostał wymarzoną pracę? Spędza boskie wakacje? Przeżywa miłość swojego życia?
Czy z równą empatią przyjmujemy sygnały o sukcesie naszych znajomych co o ich niepowodzeniach?
No nie jestem taka przekonana.
Bliższa jest nam chyba postawa – ok, dobrze mu się wiedzie, ale niech zatrzyma to dla siebie, po co światu o tym trąbić i tenże świat irytować.
To chyba w części wina naszego wychowania. Wpajanego nam od dzieciństwa poczucia skromności, pokory i jakiejś gloryfikacji cierpiętnictwa. Ciągle jako społeczeństwo mamy trudność z akceptacją postawy pewności siebie, mówienia o sobie dobrze, dzielenia się sukcesami – to kulturowo takie nie nasze.
Sama potrzebowałam kilku lat, żeby przyzwyczaić się do swojego amerykańskiego szefa, który mówił wprost i niepytany o swoich mocnych stronach. W Polsce częstsza jest postawa – poczekam, zobaczą, docenią.
Oczywiście, że to też prawda. Bo tak naprawdę prawd jest wiele. Nie ma tej jednej jedynej, jak nam się często wydaje. A najczęściej, że ta nasza to jedyna właściwa.
W gruncie rzeczy najistotniejsze w mojej ocenie są intencje.
Jeśli ktoś chwali swoje przymioty, które mają poparcie w rzeczywistości i nie robi tego, żeby „dokopać” drugiemu – co w tym złego? Nie oceniajmy braku skromności – doceńmy odwagę i zastanówmy się co z tego możemy zaczerpnąć dla siebie. Może to przykład do naśladowania, może inspiracja, a może właśnie nauka o drodze, której samemu nie chcę iść.
Jeśli ktoś pojechał na wymarzone, romantyczne rajskie wakacje i dzieli się radością z innymi, to dopóki, nie jest to naciągana historia, gdzie para w domu drąca koty, ustawia dziubki do instagramowego zdjęcia i co istotne nie robi tego, żeby nas zdołować, tylko dzielić się pięknymi doświadczeniami – cieszmy się z nimi. Podziwiajmy widoki i kombinujmy jak zrobić, żeby zaznać podobnej radości. Niech nas żółć przestanie zalewać.
No oczywiste, że piszę to w odniesieniu do swoich doświadczeń.
Kocham życie. O tym jest ten blog. Doświadczam fantastycznych rzeczy. Jestem #durnoszczęśliwa. Ta radość i pozytywne emocje nie mieszczą się we mnie. Mam niedopartą potrzebę przekazywać tą radość dalej z naprawdę szczerą intencją DZIELENIA się z innymi tymi doznaniami. Chcę PODZIELIĆ się z osobami z otoczenia pięknem odwiedzonych miejsc, pomysłami na spędzenie czasu, czasem nawet taką drobnostką, jak pomysłem na obiad. Robię to w swoim naiwnym przekonaniu, że komuś przyniesie to coś dobrego. Ale również z myślą, że otoczona jestem przyjaznymi ludźmi, których cieszy moje szczęście – podobnie jak mnie cieszy ich.
Nie mam jednak magicznej mocy kontrolowania emocji i uczuć innych. Jeśli ktoś drugi przykłada do moich słów i zachowań swoją miarę i wyczytuje inny przekaz niż zamierzony – nie zmienię tego. To problem tej osoby. #cantchangeit
Wybraliśmy się na urlop w dość nieoczywistym czasie. W zimnym kwietniu, w warunkach pandemicznego logdownu.
Okoliczności związane były ze zmianą pracy przeze mnie i koniecznością wybrania zaległego urlopu. Mieliśmy bardzo pozytywne doświadczenie z zeszłego roku związane z podróżą kamperem. W tym roku, w obecnych warunkach uznaliśmy to za idealne rozwiązanie.
Planowaliśmy dokończyć zeszłoroczną podróż ścianą wschodnią i zrobić Podlasie i Mazury, do których nie udało nam się dotrzeć w zeszłym roku.
I tym razem nie było nam dane…
Podsumujmy warunki startowe:
Mimo to przeżyliśmy jedne z najlepszym wakacji ever. Dlaczego?
Zastanawialiśmy się nad tym już w trakcie samych wakacji i po powrocie z nich.
To zastanawianie się jest samo w sobie jednym z kluczy do sukcesu. Dotarło do mnie jak bardzo ŚWIADOMIE przeżyliśmy ten czas. Ta ŚWIADMOŚĆ nie ma nic wspólnego z kontrolą czy planowaniem. Podróż kamperem dała nam totalną swobodę i wolność – jedyny plan jaki mieliśmy to spędzić dobry czas. To dzięki tej formie mogliśmy ruszyć ku słońcu, które upodobało sobie Wybrzeże i elastycznie reagować na swoje potrzeby i zachcianki.
Kiedy przywołuję ŚWIADOMOŚĆ mam na myśli pochylenie się nad każdym dniem, poświęcenie uwagi przeżytym chwilom i emocjom. Rozmowę o tym co nam się podobało, co będziemy chcieli powtórzyć.
To z pewnością, nie był czas, w którym kolejny dzień przeleciał po poprzednim za szybko, za płytko buum i koniec. Celebrowaliśmy każdą atrakcję i doświadczenie.
Ta ŚWIADOMOŚĆ szła w parze z UWAŻNOŚCIĄ.
Świadome postrzeganie otaczających nas realiów i zatrzymywanie się na nich naładowało nas masą pozytywnej energii.
Często jedziemy powiedzmy nad morze, wychodzimy na spacer na plażę, oglądamy zachód słońca, nawet ściągniemy buty i zmoczymy stopy. Jest to miłe i przyjemne.
Można to tego dołożyć więcej UWAŻNOŚCI. Idąc w kierunku morza już na wydmach dostrzec ten powiększający się trójkąt wejścia na plażę i przypomnieć sobie dzieciństwo, gdy szło się z rodzicami i w ekscytacji czekało, aż pojawi się pierwszy skrawek błękitu morza, pierwsze fale i kiedy wołało się: morze, morze, już widzę, jest!
Kiedy się na tym zatrzymamy i dopuścimy do siebie te emocje – ten spacer na plaży już będzie nieco inny niż ten odruchowy z marszu.
Możemy już być na tej plaży i stwierdzić, że fale są duże a plaża pusta.
Możemy też być bardziej uważnym i zachwycić się żywiołem morza, wsłuchać się w szum fal, ogarnąć wzrokiem bezkres pustej i dzikiej plaży, zakotwiczyć w sobie ten widok i uświadomić sobie, że życie to :
TU I TERAZ.
Można uświadomić sobie, że nie mają znaczenia żadne domowe obowiązki, sprawy służbowe, problemy.
Tam gdzieś życie się toczy bez nas, a nasza chwila jest tylko TU i tylko z tym co wokół.
Takie oderwanie daje ogrom energii i pomaga zachować dystans w przyszłości, kiedy wrócimy do innego TU I TERAZ.
UWAŻNOŚĆ niezwykle pomocna jest w czerpaniu radości z drobiazgów.
Nagle okazuje się, że wokół nas i na przestrzeni całego dnia jest milion pozytywnych rzeczy. Jadąc na rowerze, nie widzi się tylko trasy do przejechania, ale cieszy każdy kilometr. Tu staw, tu mostek, tam sosnowy las, a za nim wydmy i morze. Wszystko piękne i zauważone.
Ileż radości nam przysporzyła kolacja zjedzona w restauracji, a jak cieszyliśmy się kiedy okazało się, że pewna smażalnia w Niechorzu jest otwarta i możemy w niej zjeść (ciągle na wynos) zupę rybną, którą jedliśmy przed laty.
Na tych wakacjach nie wydarzyło się nic spektakularnego.
Nie byliśmy na tropikalnej rajskiej wyspie, nie pływaliśmy z rekinami i nie latałam na paralotni, nie wypłynęłam motorówką na romantyczny rejs. Żebyście mnie źle nie zrozumieli – jak w tych opisanych warunkach też bym było dziko szczęśliwa.
Chodzi mi tylko o to, że pojechaliśmy na urlop nad polskie zimne (ale słoneczne to trzeba przyznać) Wybrzeże. Jedyne atrakcje jakie mieliśmy to jazda na rowerach i bieganie. Żadnych zewnętrznych czynników, bo prawie wszystko zamknięte, a mimo to doświadczyliśmy tyle pozytywnych wrażeń i emocji, że zarzuciłam cały internet swoim #durnoszczęściem.
Będę uparcie powtarzać, że SZCZĘŚCIE TO WYBÓR.
Moje relacje mogły bowiem się skoncentrować na:
Te powyższe punkty miały miejsce i zanotowałam ich obecność. Ale tylko zanotowałam.
Swój czas i uwagę poświeciłam tym pozytywnym wrażeniom. I dlatego nie zostało mi żadne wspomnienie o ulewie z dnia transferu z Olsztyna nad morze, w przeciwieństwie do owsianki zjedzonej na plaży w Grzybowie. Gdy zamknę oczy czuję jej smak, widzę pustą plażę, cudne bałwany fal i Warmiego obok mnie wypoczętego i szczęśliwego jak ja.
*****
Trwa majówka i choć pogoda raczej barowa, chwila wolnego daje sposobność do spędzenia dobrego czasu.
Podzielcie się swoimi pozytywnymi doświadczeniami.
Ja należę do tych, którzy wiele czerpią z radości innych.
Kamperowanie jest na przykład zainspirowane podróżami Zielonych. Rower na Wybrzeżu ma wielu ojców, bo i Ilonka dzieliła się fantastyczną relacją i Tomek z chłopakami i Adam z rodziną. Inny Tomek zarekomendował nam świetną knajpkę w Kuźnicy. Z kolei Świnoujście od razu kojarzyło mi się z wypadami cud ekipy Ilonki, dwóch Monik i Kasi.
Wydarzyło się coś fajnego u Was?
Chwalcie się i dzielcie.
Przecież konieczne jest jakieś równoważenie tego bardziej kilkalnego mroku sprzedawanego naokoło.
Spodobał Ci się ten wpis? Udostępnij go!
Ten post ma jeden komentarz
Napiszę coś bardzo niepopularnego: nie lubię podróżować. Mam jakąś fobię dotyczą bezpieczeństwa mojej rodziny, a w podróży mój wzrok skanuje wszystko i wszystkich co nowe i potencjalnie może nam zagrażać. A to bardzo męczące. I te wypadki drogowe… A poza tym jestem domatorką ?.
Ale tego jak ja potrafię odpocząć w wolny weekend w domu, wielu może mi pozazdrościć. Mam czas żeby przejrzeć każdą roślinkę, przetrzeć każdy listek, upiec pachnącą drożdżówkę i cieszyć się pizzą, którą w soboty robi mój mąż. Umiem się cieszyć z rzeczy mało spektakularnych, choć przyznaję, że tę umiejętność nabyłam z czasem.
A podróże? No cóż, może nie odległe ( jeszcze się taki nie urodził, który by mnie zaciągnął do samolotu), ale się zdążają – czego się nie robi dla swoich ludzi na tej planecie. Poprostu cieszę się wtedy z tego, że oni się cieszą.